Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/ten-klucz.walbrzych.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/server314801/ftp/paka.php on line 5

Warning: Undefined array key 1 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 13

Warning: Undefined array key 2 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 14

Warning: Undefined array key 3 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 15

Warning: Undefined array key 4 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 16

Warning: Undefined array key 5 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 17
przyjął.

zarabia przez tydzień!

przyjął.

– Tak. – Bentz starał się nie ulec złemu przeczuciu. – Wszystko na ich temat mam w
Kalifornii.
pękiem kluczy.
Jennifer.
Może już nie żyje.
Wstrzymał, oddech.
mówiła, że nie. – Dobra, nie wiem, o co ci chodzi, ale odpowiedz brzmi: nie, nie sądzę, że
Zaczęło się zeszłej nocy. Poszła spać jak zwykle o jedenastej. Wcześniej podała pani Bernedzie ostatnią dawkę leków i trochę ciepłego mleka z miodem. Kiedy Berneda zasnęła i zaczęła chrapać, Lucille zaciągnęła zasłony wokół łóżka i po cichu opuściła pokój. Weszła tylnymi schodami na drugie piętro; wdrapując się po wąskich stopniach, czuła w kolanach artretyzm i zasapała się z wysiłku. Robiła się za stara i za gruba na ciężką pracę, i chociaż dobrze jej płacili i kochała rodzinę Montgomerych jak własną, wiedziała, że wkrótce pójdzie na emeryturę i być może zamieszka wtedy na Florydzie ze swoją siostrą Mabel. Ale dopiero po śmierci Bernedy Montgomery. Lucille obiecała mężowi Bernedy, że będzie zajmować się jego żoną do końca jej dni. Z błogosławieństwem łaskawego Boga, dużymi dawkami silnych środków przeciwbólowych, kieliszkiem brandy co noc, rozrusznikiem pilnującym regularnego bicia zmęczonego serca, Lucille zamierzała dotrzy-mać przysięgi złożonej Cameronowi Montgomery’emu, chociaż okazał się sukinsynem, jakich mało. Ale żadne z dzieci Bernedy nie było w stanie zająć się schorowaną matką. Wszystkie myślały, że rozrusznik serca i tabletki nitrogliceryny jeszcze długo będą trzymać matkę przy życiu, ale Lucille wiedziała swoje. Śmierć wzywała Bernedę Montgomery, a kiedy już zaczęła przyzywać swą ofiarę, nijak nie można było suki powstrzymać. Podniosła szufelkę, prychnęła i popatrzyła na gorące słońce leniwie przemierzające bezchmurne niebo. Tyle dzieciaków i wszystkie nic niewarte. Ale kimże była, żeby krytykować? Tak jakby jej własna córka była dużo lepsza. Nie, Marta, niech Bóg błogosławi jej nieczułe serce, należała do pokolenia, które robiło tylko to, na co miało ochotę. Zajmowała się swoimi sprawami, nie oglądając się za siebie. Nawet teraz. Miała odwiedzać Lucille, ale nigdy nie przyjeżdżała. Podobno chodziła z jakimś ważnym gliną o nazwisku Montoya z Nowego Orleanu, ale musiało się to rozle-cieć, skoro dzwonił tutaj, szukając jej. Na tym polegał problem z Martą. Była dziwna. Ale przecież to nic nowego. Lucille spędziła ponad trzydzieści lat na rozpamiętywaniu swoich nieprzemyślanych decyzji. Nawet teraz czuła się winna wobec swojej jedynaczki, dręczyły ją wyrzuty sumienia. Kochała Martę całym sercem i była dla niej jedynym wsparciem od czasu, gdy ta skończyła pięć lat. Czasami jednak wydawało się, że zło zwycięża. Można by oczekiwać, że wśród tych wszystkich dzieci, które Berneda i Cameron Montgomery wydali na świat, chociaż jedno wykaże się wystarczającą przyzwoitością. Lucille wysypała zawartość szufelki przez poręcz, na kupkę śmieci piętrzącą się pod grubymi pędami wisterii. Jaki los czeka wszystkich potomków Montgomerych? W ich żyłach krąży zła krew. Marny los i tyle. Spojrzała na szklany dzbanek z herbatą, stojący na balustradzie w promieniach słońca. W bursztynowym płynie pływały i wirowały herbaciane torebki, jak martwe ciała w ciepłym morzu. W głębi domu usłyszała dzwonek telefonu. Serce jej na chwilę zamarło. Nikt nie musiał jej mówić, że to złe wieści. - Uporządkujmy fakty. - Troy powiesił marynarkę na oparciu krzesła w kuchni Caitlyn. - Josh nie żyje. Mogło to być samobójstwo albo morderstwo. Policja wciąż się nad tym zastanawia. Wszystko do tej pory się zgadza, tak?
Pokazał jej zdjęcia, ale akt zgonu na razie zachował dla siebie.
W tym momencie Hayes zauważył Bentza, który zmierzał prosto do jego biurka.
A ona mimo to spotykała się tu z Jamesem.
– Jezu. – Skarciła się w myślach, że jest mięczakiem, gapą, jak powiedziałby jej chłopak
– Rankin ma swoje stare żale – mruknął Hayes. Nie chciał się wtrącać w wydziałowe
– Twój mąż to dno, O1ivio. A ty? No cóż, miałaś pecha, że też za niego wyszłaś. Wiesz

Policjant uwolnił rękę, objął Santosa ramieniem i poprowadził do jednego z radiowozów.

- Dzisiejszej nocy nic takiego nie mówiłaś - zauważył z uśmiechem.
Fieldsów, ich życie zmieniło się w sposób zasadniczy. Od
Luciena bardzo zirytował wyraz spokoju i pewności malujący się na jej okrągłej
niż siedzenie w kącie.
A więc tak wygląda rozkosz, myślała oszołomiona. Nigdy nie przypuszczała, że to takie wspaniałe, cudowne, zapierające dech w piersiach uczucie. Teraz rozumiała, dlaczego matka miała taką władzę nad ojcem. Pojęła, że to
- Tak. - Wyjął list z kieszeni.
- Kiedy ma dojść do wzruszającego pojednania?
Santos wsunął ręce do kieszeni.
wybuchnęła. Łzy napłynęły jej do oczu.
szlachetnie urodzoną... guwernantką, która w dodatku zamordowała podobno ostatniego
- Ja... - Skinęła głową. - Tak.
Odchrząknął.
- Nic nie wiesz!
Zatrzymał się w progu.
— Zrobię to.

©2019 ten-klucz.walbrzych.pl - Split Template by One Page Love